Image may be NSFW.
Clik here to view.Ponieważ jestem na wypowiedzeniu, szukam nowej pracy. Szybkie znalezienie jej jest tym ważniejsze, że nie dostaniemy odprawy, gdyż Dziekanów, by zaoszczędzić kasy, dał nam tzw., wypowiedzenie zmieniające, to znaczy takie, że możemy iść na zbity łeb lub zatrudnić się w Dziekanowie. Jest to tym ciekawsze, że wcześniej w tymże szpitalu pozwalniano sporo narodu, a kilka dziewczyn od nas dostało wcześniej wypowiedzenie normalne, z odprawą. Likwidację filii bardzo wygodnie można podciągnąć pod zwolnienie grupowe – ale to kosztuje, łatwiej dać warunki zmieniające, co do których wiadomo, że ludzie ich nie przyjmą, bo już wcześniej odmawiali przejścia do Dziekanowa. Dlaczego? Bo to wiąże się z dalekim dojazdem, czyli automatycznym wydłużeniem czasu pracy o około trzy godziny i dodatkowymi kosztami sięgającymi dwustu złotych miesięcznie – a „warunki płacowe pozostają bez zmian„. Dodam, że i tak są wyjątkowo marne, na dodatek nie poparte od lat żadnymi waloryzacjami, premiami czy choćby socjalnym na święta.
Tak więc szukam pracy. Dostałam bardzo dobrą propozycję i już byłam cała w skowronkach, gdy otrzymałam cios między oczy, który zwalił mnie z mej jakubowej drabiny na twardy grunt. Okulista zakładowy stwierdził, ze mam zmętnienia w soczewkach oczu, skutkiem czego jestem niezdolna do pracy na stanowisku technika rtg. Moja własna okulistka była akurat na urlopie, nie mogłam więc zasięgnąć jej opinii od razu, zresztą, co tu dużo gadać – jak walczyć z szefem miejscowej okulistyki? I tak przychylono by się do jego opinii. Tymczasem moja okulistka po powrocie z wczasów zbadała mnie sumiennie i orzekła, że nie ma mowy o żadnej zaćmie! A nie jest to smarkula świeżo po studiach, tylko poważna dama lat ok. pięćdziesięciu, ceniony chirurg gałki ocznej. Teraz powstaje pytanie: czemu tamten doktor zrobił taką krzywdę osobie, którą widział pierwszy raz w życiu? Temat otwarty i można dywagować do woli. Być może sprawcą był po prostu mój życiowy pech. Bezpośrednio wiąże się z nim trzecia historia.
Moje obecne wydawnictwo (WL Białe Pióro) zgłosiło moją książkę do tegorocznej falkonowej nagrody Nautilusa. Dostali potwierdzenie zgłoszenia, co powinno zaowocować automatycznym umieszczeniem mojej książki na liście kandydatów i przypisaniem jej numeru SMS do głosowania. Niestety nic takiego się nie stało. Interpelowani o wyjaśnienie organizatorzy Falkonu milczą jak aldebarańskie ćmy. Można tu pokusić się o interpretację mało prawdopodobną, ale za to chwytliwą medialnie :
Ponieważ w zeszłym roku moja książka, będąca pierwszym tomem opowieści („Dusza„) dostała drugą nagrodę w tym głosowaniu, dystansując sporo tuzów polskiej literatury, to w tym roku postanowiono nie dopuścić tomu trzeciego („Dzieci planety Ziemia„), by ważni ludzie nie musieli przeżywać wstydu, przegrywając z jakimś tam selfpublisherem. Wiem, wiem, to nadinterpretacja, ale co mam myśleć? Konkurs obejmuje polskie książki o tematyce fantastycznej, wydane w 2013 roku, „Dzieci planety Ziemia” spełniają te warunki i zostały prawidłowo zgłoszone przez wydawnictwo oraz kilku czytelników. jak mam sobie więc tłumaczyć nieobecność tego tytułu na liście kandydatów i uparte milczenie organizatorów nie odpisujących na maile wydawnictwa?
Ot, trzy historie z mojego życia. I to tylko z ostatnich dwóch miesięcy.